Odnaleźć siebie, wiarę, nadzieję i miłość

Niektórym sekundy wywracają życie do góry nogami. Inni latami kuszą los, mniej lub bardziej świadomie nadstawiają karku. Ryzykują utratę dotychczasowego statusu, czasami ustabilizowanej zawodowo i materialnie egzystencji. Wciskają się w tryby wyniszczającej maszyny. Tkwią w szponach alkoholowego nałogu, rozmieniają na drobne dotychczasowe osiągnięcia, ściągają na siebie niebezpieczeństwo. Balansują na krawędzi. Pogrążają się w wewnętrznym chaosie, z którego nie sposób się wyzwolić. Podążają w złą stronę. Obierają drogę jednokierunkową z ciemnym zaułkiem ostrym zakrętem na końcu. Docierają do miejsc, z których trudno się wydostać. W końcu upadają, niwecząc wszystko do czego doszli, co planowali, o czym marzyli. Uczuciowe związki, pracę, szkołę. Normalne życie zamieniają na wegetację za kratami.

Dopiero tam się zatrzymują. Dostawieni do ściany trzeźwieją. Łomot zatrzaskiwanych drzwi do celi opamiętuje. Widok współwięźniów skupionych w dusznym, niewielkim pomieszczeniu przeraża. Ich często złowrogie spojrzenia wstrząsają nowym lokatorem. Wtedy zaczynają wirować myśli. Przenikają umysł, wręcz bombardują mózg z różnych stron. Uświadamiają sytuację. Fatalną, początkowo bez wyjścia. Beznadziejną, wywołującą trwogę i niepewność co do przyszłości. Jak przetrwać, co dalej? Powodują wyrzuty sumienia. Dlaczego tak postąpiłem, jak mogło do tego dojść? Z czasem przywodzą refleksje, a jeszcze później nadzieje na lepsze jutro. Po kilku miesiącach przynoszą mobilizację do poprawy, eliminowania słabości. Determinacja, samozaparcie zapewniają następnie umiarkowany optymizm, wewnętrzną harmonię. Pojawia się pozytywne nastawienie. Że nie wszystko stracone, że zadośćuczynimy winom, a takich błędów więcej nie popełnimy. Słowem, że wyjdziemy na prostą. Przynajmniej w jakimś stopniu. – Za kratkami przeanalizowałem swoje życie. Wyciągnąłem wnioski, co w nim było dobre, a co złe. Ustaliłem sedno problemu, wytropiłem udręki ciągnące mnie na dno, spychające na margines. Ustaliłem je, i jak sądzę, pozbyłem się ich, usunąłem ze swojej psychiki – powiedział Robert, odsiadujący pięcioletni wyrok w Zakładzie Karnym w Jaśle, opowiadający o swoim życiu podczas spotkania z brzozowską ponadgimnazjalną młodzieżą w Zespole Szkół Budowlanych w Brzozowie i Zespole Szkół Ogólnokształcących w Brzozowie.

Robert stanowi przykład, że w życiu nic nie jest dane na zawsze. Że nie posiadamy patentu na wieczny sukces, i że działania destrukcyjne mogą zrujnować wszelkie osiągnięcia, przekreślić udaną biografię. Człowiek z wyższym wykształceniem po dziennych studiach, z powodzeniem prowadzący własną firmę, przynoszącą satysfakcjonujące korzyści finansowe. Operatywny, inteligentny, doskonale radzący sobie w życiu. Realizujący plany, ambicje, marzenia. W sumie w krótkim czasie. Pewny siebie, elokwentny, z odpowiednią prezencją. Z czasem wszelako zbyt pewny siebie, igrający z losem. Postępujący coraz bardziej nieroztropnie, posuwający się do ryzyka. Wpadający w alkoholowy nałóg, niereagujący na kary za jazdę po pijaku. Coraz ostrzejsze, od mandatu, zatrzymania prawa jazdy, po wyroki w zawieszeniu. – Nic mnie nie było w stanie zatrzymać. Żadna siła. Picie było silniejsze, radziłem sobie ze wszystkim, tylko nie z alkoholem. Rozpadły mi się dwa małżeństwa, zacząłem mieć do czynienia z wymiarem sprawiedliwości, a nadal brnąłem ku przepaści. Codziennie się zatracałem, funkcjonowałem jakby w jakimś letargu, poza rzeczywistością. Nie pomogły odwyki, przyrzeczenia poprawy, prośby, ostrzeżenia, nic. Alkohol mną zawładnął. Odarł z wszelkich uczuć, ambicji. Ponosiłem porażkę za porażką, ale na nic nie zważałem – ostrzegał uczestników prelekcji Robert.

Przypadek Roberta odsłania też drugą stronę sukcesu. Tę, za którą płaci się wysoką cenę. Notoryczny stres, chęć utrzymania się na szczycie sprawiły, że zaczął żyć pod coraz większą presją. Im dłużej to trwało, tym gorzej sobie z nią radził. Aż w końcu nie poradził. – Zawsze chciałem imponować. Kasą, wyglądem, wiedzą. Chciałem sprostać wszystkim zadaniom, dla wszystkich być pomocnym, spełniać wszystkich oczekiwania. Brylować w grupie, być duszą towarzyską. Chciałem być po prostu najlepszy, wyróżniać się. Podołanie takim wyzwaniom do łatwych nie należało, ale się udawało. Choć wywoływało określone zachowania. Napięcie dawało się we znaki, a alkohol rozluźniał. Wprowadzał w dobry nastrój, utwierdzał w przekonaniu o świetności. Ograniczał pokorę, zaś po jakimś czasie całkowicie ją zniwelował. A jeśli mogłem wszystko, to stwierdziłem, że jazda pod wpływem też mnie nie zgubi. Najwyżej coś załatwię, do kogoś zadzwonię i będzie ok. Ruszyłem więc na podwójnym gazie, potem powtórzyłem, później znowu i znowu. W sumie dziesięciokrotnie wsiadałem za kierownicę po pijaku. Miałem wyroki w zawieszeniu, aż w końcu poszedłem siedzieć. Obecnie przewartościowałem swoje życie. Przestałem dbać o zewnętrzną otoczkę, a zająłem się wnętrzem, uczuciami, prawdziwymi wartościami, którymi powinien kierować się człowiek. Czyli wiarą, nadzieją i miłością. O ironio, za kratkami poczułem się wolny. Zdjąłem z siebie pancerz materialisty, przestałem przejmować się tym co powiedzą ludzie. Resocjalizacja, podczas której dużo rozmawiam z psychologami, dużo czytam na ten temat, w końcu pozwoliła mi zrozumieć życiową radość, odzyskać ją. Na wolności wsiadałem do BMW, samochodu będącego dla wielu niedoścignionym marzeniem, chwilę pojeździłem i się znudziłem. Przesiadłem się do innej luksusowej marki, przejechałem się parę razy i straciłem satysfakcję z prowadzenia auta. Po prostu nic mnie nie cieszyło, wszystko spowszedniało. Przekonałem się na własnej skórze, że przedmioty materialne szczęścia nie dają, przynajmniej na dłuższą metę. Jeśli nie masz bogatego wnętrza, bogactwo zewnętrzne nie wystarczy. Wcześniej, czy później cię zgubi. Po prostu życie stanie się puste i zaczniesz wypełniać tę pustkę różnymi poprawiaczami nastroju, na przykład alkoholem. Pomyślcie wszyscy o tym, pochylcie się nad tym problemem. Zróbcie to póki czas, na wolności, a nie jak ja, za kratkami – podsumował Robert, któremu minęło dwa lata odsiadki z pięcioletniego wyroku.

Drugim gościem odsiadującym wyrok w Zakładzie Karnym w Jaśle był 21-letni Michał. Skazany został w wieku 18 lat za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, prowadząc samochód z promilami we krwi. – Dzień mijał, jak każdy inny. Cieszyłem się na wieczorną imprezę ze znajomymi. Wiadomo, rozrywka, zabawa, fajna atmosfera, kto tego nie lubi. Pojechaliśmy z przyjacielem samochodem, transport powrotny miałem zapewniony, więc niczym się nie przejmowałem. Pełny luz, swoboda. Wszystkie oczekiwania się potwierdziły. Przyjęcie udane, śmichy, chichy, tańce, wypity alkohol, lekki rausz, samopoczucie rewelacyjne. I odwaga, a nawet jej nadmiar. Postanowiliśmy z kumplem, że sami wrócimy do domu, ja za kierownicą, on jako pasażer. Czułem się na siłach, jakoś dotrzemy do celu. Mieliśmy do przejechania 30 kilometrów. Trasa mijała szybko, docieraliśmy bezproblemowo do celu, do domowej posesji pozostał zaledwie kilometr. Wtedy wpadłem w poślizg i uderzyłem w drzewo – oznajmił Michał.

Odnaleźć siebie, wiarę, nadzieję i miłość

Zniszczenia samochodu były na tyle poważne, że musiano rozcinać poniszczoną karoserię. Michał tylko złamał rękę, zaś jego przyjaciel szczęścia takiego nie miał. W wyniku doznanych obrażeń poniósł śmierć na miejscu. – Poinformował mnie o tym fakcie kolega, do szpitala pojechałem w asyście policji. Założono mi gips i trafiłem do aresztu w Rzeszowie. Chodziłem do drugiej klasy technikum mechanicznego. Wspomnienia z tamtych chwil są koszmarne. Z mojej winy zginął przyjaciel, to świadomość paraliżująca. Siedziałem w areszcie, nie wiedziałem co się ze mną stanie. Straszne to wszystko, lały się łzy. Nieprzespane noce, notoryczny szok, w zasadzie oprócz poczucia przerażenia niewiele pamiętam z tamtego okresu. Strach, bałagan w głowie. Gdzie trafię do więzienia, z kim będę siedział w celi, ile lat dostanę z grożącego mi wyroku od 2 do 12 lat. Otrzymałem 3,5 roku, z czego 2 odsiedziałem. Z rodzicami nieżyjącego przyjaciela spotkałem się na rozprawie w sądzie. To przeżycia nie do opisania, nikomu takich sytuacji nie życzę. Gdyby można było cofnąć czas. O niczym innym nie marzę, choć wiem, że to niemożliwe. Z tym co się stało nie pogodzę się nigdy, jednak jakoś będę musiał żyć. Żebyście nigdy nie mieli takich rozterek, nie przeżywali takich tragedii. Pamiętajcie zawsze o tym spotkaniu, niech nasze przypadki was przestrzegą przed głupimi, nieodpowiedzialnymi zachowaniami pozostawiającymi piętno na całe życie – podsumował Michał.

Robert i Michał są również wolontariuszami, pracującymi w Domu Pomocy Społecznej w Iwoniczu w ramach programu „Razem sprawniej” zainicjowanego przed dziesięcioma laty przez służbę więzienną i oo. Bonifratrów. Skazani nie tylko pomagają w opiece nad mieszkańcami, ale również przy pracach remontowych i budowlanych. Celem programu jest między innymi przełamanie stereotypu więźnia, jako osoby zdemoralizowanej, nienadającej się do normalnego życia. – Do pracy angażowani są przeważnie skazani uzależnieni od alkoholu i sprawców wypadków drogowych dokonanych pod wpływem alkoholu. Dowodzą oni w ten sposób społeczeństwu i samym sobie, że są ludźmi, którzy kiedyś zbłądzili, a dzisiaj chcą wrócić do normalnego życia – powiedział major Piotr Chmielewski z Zakładu Karnego w Jaśle. – To wspaniałe doświadczenie. Czujemy się potrzebni, przydatni, pomocni. Mieszkańcy Domu Pomocy Społecznej w Iwoniczu uczą pokory. Pokazują też, że można cieszyć się z błahostek, że życie to nie tylko codzienna pogoń za pieniędzmi, czy innymi dobrami, ale także zmaganie się ze słabościami, przeciwnościami losu, barierami, na które zdrowi praktycznie nie zwracają uwagi. Potwierdzają ponadto, że nawet najprostsze czynności, uporanie się z błahym na pozór zadaniem, mogą dać radość i satysfakcję. I że radzić sobie należy w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji, mieć nadzieję na lepsze jutro i pogodę ducha. Będę o tym pamiętał kiedy wyjdę na wolność i spróbuję zacząć na nowo normalnie żyć – stwierdził Michał. Osadzeni w jasielskim zakładzie pracują w Iwoniczu po 6 godzin dziennie. Pomagają podopiecznym DPS-u w myciu, goleniu, spożywaniu posiłków, chodzeniu na spacery i organizacji czasu.