Anna ZALOT

Anna Zalot z Brzozowa przeżyła kilka historycznych epok. Pierwszą wojnę światową, dwudziestolecie międzywojenne, drugą wojnę światową, Polskę ludową, trzecią Rzeczpospolitą. Całe współczesne ojczyźniane dzieje. Doświadczyła życia podczas międzynarodowych konfliktów zbrojnych wywierających bezpośredni wpływ na jej codzienne życie w Brzozowie, odczuła ciężar odbudowy państwowych struktur po przeszło stuletniej zaborczej niewoli oraz sześcioletniej, bezwzględnie wyniszczającej niemieckiej okupacji. Zaznała edukacji w kształtującym się dopiero oświatowym systemie, wyłanianym spośród wielu organizacyjnych wyzwań w młodym organizmie państwowym z początków lat dwudziestych. Wykazała się odwagą podczas drugiej wojny światowej, uczestnicząc w roli pedagoga w tajnym nauczaniu po hitlerowskim najeździe. Poświęciła swoje życie dwóm pasjom: literackiej i nauczycielskiej. Jedna wynikała z drugiej. Pisarska lub poetycka twórczość wciągała w egzystencjalne rozważania, zaś poszerzaną systematycznie wiedzą i wyciąganymi na jej podstawie wnioskami dzieliła się chętnie z młodym pokoleniem. Przeżywszy sto pięć lat nadal pamięta wiersze, cytując ich fragmenty, co dowodzi znaczenia literatury w jej życiu.

Fascynacje literaturą odzwierciedlają również głębokie analizy tekstów, czy zadań maturalnych. Włącznie z tymi współczesnymi, a nawet najnowszymi, czyli tegorocznymi. - Pani Elżbieta Froń pokazała mi tematy prac maturalnych. Zaintrygował mnie zwłaszcza ten dotyczący rozważań o samotności na podstawie analizy wiersza „Samotność” Anny Świrszczyńskiej i fragmentu tekstu „Dziadów” Adama Mickiewicza. Uważam, że to temat bardzo trudny, ponieważ człowiek 18-letni niewiele doświadczył samotności, zatem dla zdecydowanej większości przypadków to obce odczucia. W takim przypadku musi pracować wyobraźnia i mam nadzieję, że jej u młodzieży dostatek, a przynajmniej wystarczająco dużo, żeby pozytywnie zaliczyć egzamin. W ogóle uważam, że za moich czasów matury były łatwiejsze. Otrzymywało się temat do opisania, i jeśli ktoś czytał lektury, to radził sobie z zagadnieniem. Teraz są różne zadania, wcale niełatwe, wymagające solidnego przygotowania - podkreśla Anna Zalot, przedwojenna absolwentka brzozowskiego liceum, a później nauczycielka języka polskiego w tej szkole. Zaangażowanie w pracę pedagogiczną najlepiej wyraża czas poświęcany przez profesor Zalot na edukację młodych. Nieograniczany tylko i wyłącznie do zajęć dopołudniowych w szkole. - Spędzałam dużo czasu na poprawie zeszytów z wypracowaniami, czy zadaniami domowymi. Nosiłam całe paczki do domu i siedziałam do późnej nocy. To były zajęcia przewyższające często dopołudniowe godziny spędzane w szkole. Pracy nauczyciela nie można opierać tylko na wysokości wynagrodzenia. Jeśli nauczyciel chce wprowadzić coś nowego do edukacyjnej oferty danego przedmiotu musi się zaangażować również w domu, w czasie oficjalnie wolnym, prywatnym. Musi myśleć o swojej profesji szerzej, nie traktować jej tylko i wyłącznie jako pracy zarobkowej, tylko w kategoriach pasji, pewnej nawet służby społecznej. W przypadku nauczyciela języka polskiego odpowiedzialność jest jeszcze większa, bo mamy do czynienia z językiem ojczystym, którym Polacy niezależnie od wieku powinni sprawnie i poprawnie się posługiwać - stwierdza Pani profesor.

Z zawodem nauczycielskim Anna Zalot miała styczność od pierwszych lat swojego życia. To zajęcie bowiem wybrały jej dwie starsze siostry, nie dziwi zatem, że branżę pedagogiczną umiłowała jeszcze przed rozpoczęciem własnej edukacji. - Naśladując starsze siostry bardzo lubiłam w dzieciństwie bawić się w szkołę. Raz występowałam w roli nauczycielki, innym razem jako uczennica. Wczuwałam się w rolę, przykładowo ganiąc uczniów za nieprzygotowanie do zajęć, następnie chwaląc za postępy w nauce. Jak na prawdziwych lekcjach, co ułatwiło mi naukę oraz pracę w przyszłości - żartuje Anna Zalot. Zabawa skończyła się jednak szybko. Dokładnie w roku 1921, kiedy to wieku 7 lat Pani Anna rozpoczęła edukację w brzozowskiej szkole. Wczesne, przedszkolne dzieciństwo minęło szybko. - Pamiętam, jak dziś, poszłam z mamą za rękę. 1 września miała miejsce uroczysta inauguracja z akademiami, zaś rzeczywista nauka rozpoczęła się dzień później. Czekała na nas Pani Zofia Kreps, wypełniająca kwestionariusze z imieniem, nazwiskiem oraz innymi danymi uczniów. Szkoła była siedmioklasowa, żeńska, a jej patronem Św. Jadwiga. Młodzieży uczyło się tyle, że dyrekcja zmuszona została do organizowania zajęć popołudniowych. Klasy najmłodsze właśnie chodziły na drugą zmianę. Lekcje rozpoczynaliśmy o 13 i po 3-4 godzinach wracaliśmy do domów. Chodziłam na nogach, miałam blisko z domu do szkoły, ale w miesiącach jesienno-zimowych, kiedy szybko zapadał zmrok, trochę się bałam. Dużo biegało psów, czasami doskakujących do przechodniów, nie brakowało też rozrabiających nietrzeźwych. Zawsze nosiłam książkę do języka polskiego, matematyki, a blok rysunkowy z kredkami w dni, kiedy mieliśmy rysunki. Początkowo ciężko mi było zapamiętać litery. Z trudem, bo z trudem, ale opanowałam sztukę czytania. Umiejętność łączenia sylab okazała się przełomem. W końcu załapałam, że ma-ma, to po prostu mama. I wówczas naukę zaczęłam chłonąć. Wszystko szło mi łatwo, coraz więcej rzeczy interesowało - wspomina profesor Zalot.

Anna ZALOT - 105 lat

To początek literackiej fascynacji. Książki odkrywające otaczający świat, dostarczające nowych informacji, stały się ulubionymi i najbardziej wyczekiwanymi przedmiotami. Przypominającymi również o radosnych chwilach związanych z otrzymywanymi świadectwami szkolnymi z bardzo dobrymi ocenami, za co przysługiwały nagrody książkowe. Na koniec szkoły podstawowej nagromadziło się ich sporo. Wypełniały półki w pokojowych biblioteczkach i stanowiły najcenniejsze, najwartościowsze pamiątki po pierwszym etapie nauki. Ale w myśl zasady coś się kończy, coś zaczyna, przyszedł czas na kontynuację edukacji w brzozowskim gimnazjum. - Po zakończeniu szkoły podstawowej zdawałam do gimnazjum. Napisałam zadania z języka polskiego i matematyki na tyle dobrze, że zapisano mnie do czwartej klasy gimnazjalnej. Pamiętam pisałam wypracowanie na temat „Las w lecie”. Umiałam ze szkoły podstawowej wierszyk, co wykorzystałam w rozbudowie tekstu. Grono pedagogiczne w gimnazjum nie stanowiło monolitu narodowościowego. Moim wychowawcą był nauczyciel matematyki, bardzo zdolny zresztą, Polak żydowskiego pochodzenia. Języka polskiego uczyło kilku profesorów, oczytanych, zachęcających nas do czytania. Dyrektor gimnazjum był łacinnikiem, potrafił z pasją przekazywać wiedzę, uwielbiał kulturę antyczną. To ludzie naprawdę o szerokich horyzontach. Maturę zdawaliśmy z języka polskiego, matematyki i łaciny. Najpierw egzaminy pisemne, jeśli komisja oceniła je pozytywnie, podchodziło się do ustnych. Tematy z języka polskiego nawiązywały między innymi do ówczesnej sytuacji historycznej. Rozważaliśmy cytaty: „Upaść może i naród wielki, zginąć tylko nikczemny” Stanisława Staszica, oraz „Być zwyciężonym i nie ulec, to zwycięstwo. Zwyciężyć i spocząć na laurach, to klęska” Józefa Piłsudskiego. Jak pisałam na trzeci temat: „Polacy Amerykanom, Amerykanie Polakom”. Kościuszko, Polonia amerykańska, z drugiej strony wsparcie ze strony USA artykułami żywnościowymi po pierwszej wojnie światowej. Głównie do szkół docierała kasza, konserwy mięsne. Ponadto w mieście gotowano posiłki z artykułów otrzymywanych z Ameryki, przeznaczone dla rodzin wielodzietnych. Ja z takiej właśnie pochodziłam, więc ze wsparcia USA bezpośrednio korzystałam. Jako dwunastoletnia dziewczyna chodziłam po te obiady i pamiętam, że bardzo nam smakowały. Tak więc pisałam pracę na podstawie osobistych doświadczeń. Zadania z matematyki sprawnie rozwiązałam, a największe problemy miałam z łaciną. Zapomniałam łacińskiego brzmienia cyfry 20, ale innych błędów nie popełniłam, dzięki czemu nieznajomość cyfry puszczono w niepamięć - mówi Anna Zalot.

Jako się rzekło Anna Zalot żyła i jednocześnie pracowała w różnych historycznych epokach. Zawodową karierę, po ukończeniu studium pedagogicznego w Krakowie, rozpoczęła w latach trzydziestych w domu książąt w Bałtowie w województwie świętokrzyskim, gdzie przez trzy miesiące uczyła dwie córki właścicieli dworu. - Z takich obrazów, które zostały mi z przeszłości to dość dużo pochodziło z pobytu u książąt Drucko-Lubeckich. Tam poznałam życie zadłużonych dworów, bo książę miał finansowe problemy, nie mógł sprzedać wytwarzanych produktów, a pracownikom w liczbie około 90, zamiast wypłat przekazywał na przykład drewno ze swoich lasów przeznaczone na budowę domów, czy zagród. Ja na pensję czekałam trzy miesiące i po tym czasie zainterweniowałam, prosząc o pieniądze za pracę, ponieważ chciałam pomóc swojej rodzinie. Książę zwrócił o pomoc do Warszawy do jakiejś instytucji, z której faktycznie przesłano mojej mamie 94 złote. Właściciel dworu był Polakiem, zależało mu, żeby dzieci uczyły się języka polskiego, natomiast żonę miał Niemkę. Dzieci wychowywano w dużej dyscyplinie, jadły tyle, ile nakazał lekarz. Żadnych posiłków ponad normę, należało unikać otyłości. Niekiedy, jak to małe dzieci, dziewczynki z płaczem prosiły o większe lub dodatkowe porcje, ale księżna nieugięta odmawiała. Spać również dzieci chodziły o stałej porze, konkretnie o ósmej. I niezależnie od pory roku, nawet kiedy na dworze świeciło jeszcze słońce. W połowie sierpnia zasuwano na okna czarne story, kładąc pociechy do łóżek. W niedzielę przyjeżdżali kapłani, odprawiając nabożeństwo w kaplicy pałacowej. Tak wyglądało to życie szlachty w okresie międzywojennym - stwierdza Anna Zalot.

Kolejnym miejscem pracy Anny Zalot było miasto powiatowe Dolina na wschodzie, w województwie stanisławowskim. - Inspektor, Polak dał mi pracę w miejscowości, gdzie trzeba było uczyć języka polskiego w okolicznościach dość trudnych, bo ludność ukraińska przewyższała tam polską. W szkole uczyłam się języka niemieckiego i łaciny, nie znałam zatem języków wschodnich, czyli rosyjskiego i ukraińskiego. Fakt ten zdziwił tamtejszego popa greckokatolickiego twierdzącego, że Brzozów leży tak blisko terenów, gdzie włada się w sporej części językami wschodnimi, że ich nauka powinna być naturalna. Problem stanowiła narastająca niechęć narodowościowa względem Polaków, coraz bardziej wyczuwalna przed zbliżającą się drugą wojną światową. W czerwcu rozdałam młodzieży świadectwa, spakowałam część rzeczy, inne zostawiając na powrót po wakacjach. W drodze powrotnej do Brzozowa zauważało się wojenny niepokój. Ruchy wojsk, ćwiczenia, to wszystko nie zapowiadało nic dobrego. Wysiadłam z pociągu na stacji w Rymanowie i pieszo, po kilku godzinach, dotarłam do Brzozowa - opowiada Pani profesor. Do Doliny już nie wróciła, ponieważ po wakacjach, pierwszego września 1939 roku, Niemcy napadli na Polskę, rozpoczynając drugą wojnę światową. Kolejne miesiące i lata zmieniły życie wszystkich w ciąg nieprzewidywalnych zdarzeń, niebezpiecznych dni i nocy. Zmusiły ludzi do radzenia sobie w sytuacjach czasem bytowo ekstremalnych, a w niektórych przypadkach, jak przed Anną Zalot, postawiły nowe zawodowe wyzwania. - Rząd podziemny polski zorganizował tajne nauczanie. Zaproszono mnie do pracy, na co oczywiście się zgodziłam. Pod przysięgą zachowania tajemnicy spotykałam się jedną, bądź dwoma osobami, prowadząc lekcyjne zajęcia. Uczyliśmy się według programu przedwojennego, na podstawie również przedwojennych podręczników. Po opanowaniu określonej partii materiału słuchacze zdawali egzaminy w Kolegium Jezuickim w Starej Wsi. Po czteroletniej pracy nadeszła matura, zorganizowana w Tarnobrzegu. Ówczesny egzamin dojrzałości zaliczała także moja młodsza siostra. W tajemnicy wraz z inną młodzieżą przygotowaną do matury pojechaliśmy wozem drewnianym zaprzężonym w mocnego konia. Otulone kocami i wiązkami słomy, w czasie mroźnej i śnieżnej zimy, dotarłyśmy na miejsce. Ja szybko wróciłam do domu, zaś siostra pozostała zadawać egzaminy. Odbywały się według standardów przedwojennych z tą różnicą, że do języka polskiego, matematyki i łaciny dodano wiadomości z religii. Po dwóch tygodniach siostra wróciła z dyplomem ukończenia szkoły średniej, honorowanym przez uniwersytety i uczelnie wyższe w latach kolejnych - wyjaśnia Anna Zalot.

Anna ZALOT - 105 lat

 

W 1945 roku zakończyła się druga wojna światowa. Pochłonęła dziesiątki milionów ludzkich istnień, pokazała do jakich okrucieństw popycha człowieka ideologia, której podstawowymi wyznacznikami działania są nienawiść i agresja. Wojna zniszczyła wielu życie, dla wielu innych stanowiła próbę charakteru, siły woli, fizycznej i psychicznej wytrzymałości. Kreowała postawy nieugięte i bezkompromisowe. Tylko takie w pewnych sytuacjach gwarantowały przeżycie. Nic przeto dziwnego, że po latach fatalnych doświadczeń ludzie chcieli zacząć żyć inaczej. Nie balansować na krawędzi, a cieszyć się każdym kolejnym dniem. Uczyć się i pracować. Po zakończeniu wojny potrzebni byli nauczyciele na ziemiach zachodnich i tam właśnie wyjechała Anna Zalot. Dokładnie do Głogówka, gdzie ponownie zetknęła się z młodzieżą kresową, a dokładnie przesiedloną z Podola. Następnie natomiast skierowana została do Nowej Huty. - W zamyśle miała to być nowoczesna, socjalistyczna dzielnica, w której życie miało się toczyć wedle nowych reguł ustanowionych przez wprowadzony po wojnie komunistyczny ustrój. Zgodnie z tym nie było w Nowej Hucie miejsca na kościół, ponieważ komunizm, czy socjalizm był systemem antywyznaniowym, ateistycznym. Ludzie jednak nie zamierzali się podporządkowywać i dążyli do wybudowania świątyni. Władze zdecydowanie się sprzeciwiały, a ja obserwowałam cały ten spór, ostatecznie zakończony po myśli mieszkańców, ponieważ kościół zdołali wybudować. W Krakowie zwiedzaliśmy z młodzieżą najważniejsze polskie zabytki, z Wawelem na czele. Starałam się, żeby patriotyzm przenikał do młodego pokolenia - dodaje Pani profesor.

Po wojnie również pani Anna Zalot ukończyła polonistykę na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie z bardzo dobrym wynikiem i powróciła w rodzinne strony, do Brzozowa. - Po powrocie parę lat uczyłam w założonym Technikum Budowlanym, a potem dyrektor Święcicki, który mnie już znał z lat wcześniejszych, zaprosił do pracy w Liceum Ogólnokształcącym. Z tej szkoły w wieku 60 lat przeszłam na emeryturę, dokładnie stało się to w 1974 roku. Pamiętam ten dzień z wszystkimi szczegółami, jak inspektor oświaty przyszedł do szkoły i wręczył mi list z podziękowaniem za wszystkie lata pracy. Mogłam co prawda jeszcze rozmawiać z młodzieżą i utrzymać pewną część etatu w szkole, jednak pojawiły się kłopoty ze wzrokiem i zdecydowałam się całkowicie zakończyć nauczanie języka polskiego - wraca wspomnieniami Anna Zalot. Dodać jeszcze należy, iż nauczycielska pasja nie była jedyną w życiu polonistki. Druga to praca w przydomowym ogrodzie, w którym piękne kolorowe, kwiatowe konfiguracje tworzyły niezwykle barwne kompozycje, podziwiane przez jej uczniów i mieszkańców Brzozowa. - Lubiłam pracę w ogródku, to zajęcie dodawało mi sił, regenerowało, po prostu przy kwiatach odpoczywałam. Teraz zakwitną bzy, później pachnący jaśmin. Do tego stopnia pachnący, że ludzie z okolicznych bloków otwierają okna, żeby nałapać jak najwięcej woni. Przed laty w okolicy rosły imponujące sady, krzewy, śpiewały słowiki, biegały wiewiórki. Krajobraz uległ zmianie, kiedy zaczęto budować bloki. Dawne klimaty bezpowrotnie przeminęły - opisuje Anna Zalot.

Kilkudziesięcioletnia literacka fascynacja oraz nauczycielska kariera ukształtowały w świadomości pani profesor Anny Zalot głęboko patriotyczne postawy. - Opowiadając swoje życie przypomniałam sobie młode lata. A teraz życzę mojej ojczyźnie, moim rodakom, zarówno tym najmłodszym, jak i w wieku sędziwym wielu szczęśliwych lat. Należymy do pięknego, dzielnego kraju, w którym miałam szczęście wychować się, a później dla niego pracować - podsumowuje profesor Anna Zalot.

W dniu 105 urodzin, 27 maja 2019 roku, Annę Zalot odwiedziły delegacje ze Starostwa Powiatowego w Brzozowie, Urzędu Miejskiego w Brzozowie, Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i Urzędu Stanu Cywilnego, brzozowskich szkół średnich:ZSO, ZSE, ZSB przekazując dostojnej jubilatce urodzinowy prezent w postaci tortu oraz kwiatów.

Sebastian Czech