Wojtoń 1Rozmowa z Ryszardem Wojtoniem, pochodzącym ze Wzdowa, obecnie mieszkającym w Domaradzu, 61-letnim pasjonatem biegów, uczestnikiem wielu imprez biegowych, zwycięzcą m.in. 13. PKO Półmaratonu Rzeszowskiego w 2020 roku w kategorii M60.

 

Kiedy zaczęła się Pańska przygoda z bieganiem i co Pana do tego skłoniło? Czy wcześniej uprawiał Pana jakiś sport?

W młodości głównie uprawiałem piłkę nożną we Wzdowie i Jaćmierzu, a samo bieganie było sportem okazjonalnym. Raczej były to biegi na krótszych dystansach, trochę grałem też w siatkówkę. Później przestałem systematycznie ćwiczyć, co przełożyło się na fakt, że w wieku trzydziestu kilku lat ważyłem 110 kilogramów. Taki stan utrzymywał się przez następnych kilka lat. Dopiero jedenaście lat temu, będąc koło 50-tki względy zdrowotne spowodowały, że zacząłem biegać. Postanowiłem odzyskać dawną sprawność i poprawić kondycję. Lepszy wygląd i samopoczucie były dla mnie głównym bodźcem do biegania.

Jak wyglądały pierwsze treningi i gdzie Pan biegał?

Na początku było bardzo ciężko, gdyż narzuciłem sobie prawie dwugodzinne treningi, głównie marszobiegi. Odbywały się one trasami w stronę Baryczy, po 2-3 razy w tygodniu. Pokonując dystans kilkunastu kilometrów wracałem doszczętnie wycieńczony, gdyż organizm nie był przygotowany do takiego wysiłku. Po pewnym czasie wręcz nosiłem się z zamiarem rezygnacji z tego wszystkiego, gdyż nie przynosiło to praktycznie żadnego efektu. Wyniki przyszły dopiero po drugim - trzecim roku treningów, a pomogła mi w tym drastyczna dieta. Waga zaczęła spadać, z kolei moja wydolność tlenowa zaczęła wzrastać i z marszobiegów przeszedłem do biegów. Nie były to szybkie biegi, bo w okolicach 6 minut na kilometr, ale gdy przyszły pierwsze, widoczne efekty zaczęło mnie to coraz bardziej „kręcić” i pasjonować.

Gdy Pan wtedy zaczynał nie było negatywnych opinii ze strony rodziny, sąsiadów, znajomych? Jak ludzie reagowali na tę Pańską pasję?

Mówiąc ogólnie wszyscy byli ogromnie zdziwieni, wręcz zszokowani. Dało się zauważyć, że między sobą mówili po co mi to bieganie, do czego jest mi ono potrzebne. Odpowiadając, że robię to dla własnego zdrowia, znajomi pół żartem pół serio mówili, czy taki wysiłek fizyczny nie pójdzie wręcz w drugą stronę. Co ciekawsze teraz Ci sami ludzie wiedząc o moich sukcesach oraz o tym jak teraz wyglądam, a jaką sylwetkę miałem wcześniej odnoszą się do mnie wręcz z szacunkiem i podziwem. Sytuacja zmieniła się więc o 180 stopni.

Oprócz biegania wykonywał Pan jakieś ćwiczenia poprawiające nie tylko sylwetkę ale też wzmacniające kondycję?

Głównie robiłem przysiady, pompki oraz ćwiczenia na drążku. W ten sposób wzmacniałem partie mięśniowe, stawy, a przede wszystkim poprawiałem gibkość. Oczywiście wykonywałem też ćwiczenia rozciągające.

Po jakim czasie zdecydował się Pan na udział w imprezie biegowej?

Pierwszy mój start w imprezie odbył się po 6 latach biegania i był to udział w słynnym biegu Wings For Life w Poznaniu w roku 2015. W biegu, w którym meta goni biegacza przebiegłem dystans 28 kilometrów. Rok później również tam wystartowałem. Wtedy przebiegłem 30 km i w kategorii M55 zająłem I miejsce. Jeśli zdrowie pozwoli, to w kolejnej edycji imprezy chciałbym przebiec dystans około 55 kilometrów. Myślę, że z takim rezultatem, przy odrobinie szczęścia i w dobrym zdrowiu byłbym w ścisłej czołówce biegu bez podziału na kategorie wiekowe.

W karierze ma Pan już udział w blisko 50 imprezach biegowych, który swój występ ceni Pan najwyżej?

Zdecydowanie największym moim sukcesem było zeszłoroczne zwycięstwo w jesiennym, bardzo prestiżowym 13. PKO Półmaratonie Rzeszowskim. Tak naprawdę było ono moim pierwszym poważnym zwycięstwem. Niezwykle cenię również Bieg Niepodległości z 2015 roku na 10 km w Rzeszowie. Od samego startu poszedłem tam całkowicie na żywioł i na 3 km przed metą wydawało się, że ze względu na niesamowite zmęczenie tego biegu po prostu nie ukończę. Jakimś cudem udało mi się dobiec do mety, a z wynikiem 40 min. 49 sek. zająłem w nim wysokie 4 miejsce. Do podium zabrakło naprawdę niewiele, ale nie miejsce i czas były tu istotne, a pokonanie kryzysu i własnych słabości.

Wracając do tryumfu w Półmaratonie Rzeszowskim, czy przygotowywał się Pan do niego w jakiś specjalny sposób? Były jakieś ukierunkowane treningi, dieta?Wojtoń 3

Diety nie było, a przygotowania były bardziej pod kątem tzw. wybiegania. Bezpośrednio przed startem pokonywałem na treningach o wiele dłuższe dystanse, po około 10, 12 czy 15 km ze średnim tempem około 4 min. 15 sek. na kilometr. Biegałem codziennie przez około 1,5 miesiąca i to przyniosło efekty.

W swojej karierze startuje Pan na różnych dystansach. Są takie, które najlepiej Panu odpowiadają?

Nie mam specjalnie jakiegoś ulubionego dystansu, ale wydaje mi się będąc w dobrej formie najlepszy wynik jestem w stanie osiągnąć na dystansie 5 km. W ogóle w żargonie biegaczy istnieje takie powiedzenie, że dla zaawansowanego amatora są takie okrągłe rezultaty i jeśli się je złamie, to bez względu na wiek jest się w tzw. elicie biegaczy amatorów. Te okrągłe wyniki to 20 minut na 5 km, 40 minut na 10 km, 1,30 godz. w półmaratonie (21 km) i 3 godz. w maratonie. Na chwilę obecną udało mi się złamać wynik tylko na najkrótszym z tych dystansów, ale plany na ten rok są takie, by spróbować zaatakować bariery czasowe na pozostałych. Aktualnie moje rekordy są nieznacznie gorsze. Jedynie w maratonie najlepszy mój wynik to 3,5 godziny, więc mam nad czym pracować.

Miewał Pan takie sytuacje, że podczas startu w zawodach następował kryzys fizyczny i nosił się Pan z zamiarem zejścia z trasy?

Oczywiście kryzysy zdarzały się często, głównie w tych pierwszych, początkowych startach. Wtedy nie miałem takiego rozeznania i doświadczenia jak teraz. Do końca nie wiedziałem jak umiejętnie rozłożyć siły, jak zareaguje mój organizm. Zdarzyło się to kilkukrotnie i nie miała tu znaczenia długość dystansu, bo taki kryzysowy moment może nadejść nawet w biegu na 5 km. Mi jak do tej pory udało się ukończyć każdy start z czego jestem dumny. Teraz jestem zdecydowanie lepiej przygotowany, więc aktualnie o takie myśli jestem wręcz spokojny.

Czy bieganie to tani sport?

W porównaniu z innymi sportami jest na pewno tańsze. Z pewnością też mniej kosztuje na początku, gdy się zaczyna. Jednak po jakimś czasie, gdy człowiek coraz bardziej się w to wkręca, chce osiągać wyniki na wyższym poziomie niestety staje się dużo kosztowniejsze. Wiąże się to przede wszystkim z zakupem lepszego sprzętu: butów, strojów, różnego rodzaju odżywek, witamin, suplementów, ale i opłatami startowymi, przejazdami czy noclegami.

Wojtoń 2Jakie ma Pan plany startowe na ten rok?

Ze względu na pandemię trudno w tej chwili cokolwiek zaplanować. Nie ma w zasadzie żadnego kalendarza imprez. Są przymiarki, że rzeszowski półmaraton byłby późną wiosną, może początkiem lata, a maraton na jesieni. W nich chciałbym wystartować i dość mocno rozprawić się z moimi rekordami. W półmaratonie chciałbym obronić tytuł z zeszłego roku i przebiec go w czasie 1 godz. 27 min. Z kolei w maratonie upragnioną granicę 3 godz. planuję złamać w przyszłym roku w słynnym Maratonie Warszawskim. I gdyby udałoby się go przebiec w okolicach 2 godz. 55 min., prawdopodobnie pozwoliłby mi wygrać kategorię M60. Nie będzie to proste, ale jestem dobrej myśli i stawiam to sobie jako główny cel.

Można powiedzieć, że bieganie stało się Pana pasją?

Jak najbardziej. W sumie nie jest tylko moją pasją, ale też i żony. Razem jeździmy na starty, poznajemy nowych ludzi. Ja startuję, a żona dopinguje, robi zdjęcia. W ogóle cała ta otoczka związana ze startem, widok tłumu biegających ludzi oraz samo uczestniczenie w tym jest dla nas szalenie przyjemne. Zresztą w tym co robię małżonka wspierała mnie od samego początku, nawet wtedy, gdy trudno było jeszcze mówić o jakichkolwiek sukcesach.

W małych miejscowościach takich jak Domaradz kilka lat temu widok systematycznie biegających ludzi był rzadkością. Czy można powiedzieć, że powoli się to zmienia?

Zmienia się, bo coraz więcej osób biega. Poza tym ludzie inaczej to postrzegają, jakoś tak spokojniej do tego podchodzą. Są ciekawi i często pytają co trzeba zrobić, żeby dobrze wyglądać, żeby pozbyć się zbędnych kilogramów. Na własnym przykładzie, mogę powiedzieć, że ludzka mentalność w tym temacie na przestrzeni raptem kilku lat zmieniła się diametralnie.

Jeśli miałby Pan w jakiś sposób zachęcić ludzi do biegania, to co by Pan im powiedział?

Zachętą do biegania dla człowieka w średnim czy nawet starszym wieku jest jeden podstawowy fakt. Bieganie jest bowiem najtańszym sposobem na dobre zdrowie. O ile wcześniej miałem nadwagę i nadciśnienie, to teraz nie mam problemów ani z jednym ani z drugim. Czuję się wyśmienicie psychicznie i fizycznie i nie zwracam uwagi na dietę. Jem wszystko, a nawet jeśli pojawi się nadmiar jednego, czy dwóch kilogramów spalam to mocniejszym treningiem. Myślę, że dobre samopoczucie to główny bodziec do uprawiania biegów.

Kończąc, czy w Pana przypadku jest ono sposobem na życie?Wojtoń 4

Zdecydowanie tak. Można by rzec, że jest pozytywnym uzależnieniem. Często po ukończonym biegu, pomimo ogromnego zmęczenia, jestem szczęśliwy, że udało mi się przezwyciężyć własne słabości, dobiec do mety. Gdy to jeszcze idzie w parze z dobrym wynikiem czasowym jestem w pełni usatysfakcjonowany. Poza tym środowisko biegaczy to bardzo mili, przyjaźnie nastawieni ludzie. Jest gronem zadowolonych, roześmianych i uprzejmych ludzi, gdzie nikt do nikogo nie ma pretensji. Podczas startów widać na każdym kroku, jak fajna atmosfera udziela się nie tylko uczestnikom, ale i kibicom. Wszystko to powoduje, że człowiekowi chce się żyć. Tym bardziej, że lata lecą, człowiek się starzeje, a z drugiej strony dalej jest sprawny, dobrze się czuje i wygląda. Dla mnie to swoisty sposób na życie.

 

Rozmawiał Marek Szerszeń